środa, 23 lipca 2014

Prolog

    Niebo zasnuły ciemne chmury. Słońce, chowające się już za linią horyzontu, przedzierało się jeszcze przez gruby dywan szarości, jednak jego słabe promienie szybko gasły, przytłoczone ponurą zasłoną. Oślepiająca błyskawica rozcięła niebo, a potężny grzmot przetoczył się przez miasteczko, drżąc i wibrując w chłodnym, przesyconym świeżością, powietrzu jesieni. Pierwsze krople spadły na ziemię, rozpryskując się i tworząc na asfalcie ciemną mozaikę wilgoci. Ludzie siedzący dotychczas na tarasach kafejek w panice zbierali swoje rzeczy i uciekali do środka, gdy deszcz zaczął padać z większą intensywnością. Już po chwili okazałe krople przecinały powietrze i z dudnieniem obijały się o szyby, a unosząca się właśnie biała mgła przesłoniła widok na ulicę.
   Czarnowłosy mężczyzna ze spokojem sączył swą popołudniową kawę, patrząc ponad brzegiem porcelanowej filiżanki na ludzi uwijających się przy drzwiach. Kłębowisko osób otrzepujących parasole, wyżymających mokre ubrania, gwałtownymi ruchami strącających z siebie wilgoć przypominało mu mrowisko. Wystarczyło kilka kropel, aby zasiać wśród nich panikę.
   Ludzie są żałośni, pomyślał z brzękiem odstawiając filiżankę na spodek. Odetchnął głęboko, zaciągając się zapachami tych wszystkich osób. Perfumy, pot, ubrania, wszystkie wonie mieszały się i mile drażniły jego nozdrza, barwną feerią wpadając do płuc. Przymknął oczy i ponownie wziął głęboki oddech. Jeden aromat szczególnie mu się spodobał. Uśmiechnął się lekko i w zamyśleniu potarł brodę, obserwując drobną dziewczynę wychodzącą z kawiarni, wprost w ramiona jesiennej ulewy. Kilkudniowy zarost zachrzęścił cicho.
   Mężczyzna jednym łykiem dopił kawę, zapłacił i spokojnym krokiem ruszył ku drzwiom. Wychodząc na ulicę, bez trudu wypatrzył niewysoką blondynkę, bezskutecznie polującą na taksówkę. Zbliżył się i stanął tuż za nią. Powoli wciągnął do płuc jej zapach. Delikatny, kwiatowy aromat, z finezyjną nutą wanilii i mięty mieszał się z chemicznym, słodkim zapachem szamponu i ledwie wyczuwalną wonią potu. Dziewczyna pachniała młodością i życiem. Pięknem. Po raz kolejny odetchnął, rozciągnął usta w uśmiechu i wyciągnął ręce.
   Potężny grzmot zagłuszył krzyk dziewczyny i łoskot jej martwego ciała upadającego na chodnik. Strugi deszczu rozmazały jej czarny tusz i karminową szminkę, tworząc piekielny efekt parodii kobiety. Kremowa pomadka, spływająca po policzku, idealnie złączyła się ze smugami krwi na szyi.

6 komentarzy:

  1. Podoba mi się! :) I nie zauważyłam żadnych błędów :) Naprawdę mnie zaintrygowałaś, dałaś sporo przymiotników opisujących, czekam na dalszą część i obserwuję! :)
    Zapraszam również do siebie :) (komentarze i opinie mile widziane ;D )

    http://jutro-bedzie-lepiej-book.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Kurcze to jedyny blog z opowiadaniem, ktory zrobil na mnie tak ogromne wrazenie! Gratuluje talentu ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. rzeczywiście robi wrażenie, zaintrygowalas mnie, czekam na pierwszy rozdział i rozwój akcji :-)
    believeitonot.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. O łał :D Jestem tu, bo komentujesz u mnie i chciałam się nareszcie jakoś odwdzięczyć i... łał :D Czyli nie jest człowiekiem, czy tylko mordercą gardzącym swoimi pobratymcami? Bo nie ogarnęłam.
    Świetny opis na początku, robi wrażenie :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Weszłam z ciekawości na Twojego bloga... I kurde! Masz taletnt ;D Świetnie wszystko opisujesz i na prawdę ciekawie się zaczyna ^.^ No nic, lecę czytać dalej ;* /Wikaa

    OdpowiedzUsuń
  6. 27 yr old Nuclear Power Engineer Margit Ducarne, hailing from Victoria enjoys watching movies like Joe and Rugby. Took a trip to Timbuktu and drives a RX. najlepsza strona

    OdpowiedzUsuń