niedziela, 18 stycznia 2015

Rozdział 7

     Alex po raz kolejny chwycił telefon, odblokował go i po chwili odrzucił na łóżko w poczuciu beznadziei. Od godziny cholernie męczył się z chęcią zadzwonienia do Kay. Pragnął usłyszeć jej głos, usłyszeć zapewnienie, że jest bezpieczna, że już do niego wraca, że... Właściwie chciał tylko przerwać jej wspólne chwile z Jasonem. Zacisnął pięści, wbijając sobie paznokcie we wnętrza dłoni. Nie bądź idiotą, Alex! Jest teraz szczęśliwa. Nic jej po tobie... Westchnął ciężko, położył się i ukrył twarz w dłoniach. Po chwili opuścił je i wbił wzrok w sufit. Nie wiedział, co ze sobą zrobić. Zamknął oczy.
     Dźwięk telefonu wyrwał go z chwilowej stagnacji. Przepełniony nadzieją zerwał się z pozycji leżącej i spojrzał na wyświetlacz. Jeszcze nigdy nie czuł takiego rozczarowania na widok imienia swojej siostry. Odebrał niechętnie.
     - Oby to było coś ważnego.
     - Przyjedziesz po mnie? - Głos Mii był uroczy i przyjazny jak nigdy.
     - Gdzie? - Alex westchnął.
     Zapanowała cisza, w której dało się słyszeć jedynie rytmiczny oddech dziewczyny.
     - Na komisariat.
    Alex westchnął przeciągle, rozłączył się i ruszył po kluczyki. Ciekaw był, co też jego młodsza siostrzyczka tym razem zwojowała. Dwudziestoletnia brunetka była jego utrapieniem, ale i jedyną rodziną. Słodkie, niepozorne dziewczę kryło w sobie nieskończone pokłady awanturnictwa i wyszczekania. Do tej pory Alex nie potrafił sobie wytłumaczyć, jak to się stało, że rok temu jego mała Mia dotkliwie pobiła dobierającego się do niej, rosłego przedstawiciela kultury sterydowo-dresowej.
    Brama garażu otworzyła się z głośnym stukotem i Alex wyjechał na podjazd swoją grafitową E-trzydziestką. Choć auto nie było nowe, kochał je ponad wszystko. Z zadowoleniem patrzył na promienie słońca odbijające się w wypolerowanym, metalicznym lakierze pokrywającym maskę. Po chwili refleksji nad pięknem swojego „dziecka” Alex wcisnął gaz i ruszył w stronę miasteczka. W końcu szum silnika zagłuszył nawracające myśli o Kay.

   Zaraz po wpłaceniu kaucji Alex poczuł wieszające się na nim kilkadziesiąt kilo kręconowłosego szczęścia. Odwzajemnił uścisk i trzymając siostrę za ramiona spojrzał jej w oczy.
    - Czy ty, idiotko, będziesz kiedyś normalna? - zapytał ostro.
   - Nie – odparła z rozbrajającym uśmiechem, w którym rozpoznał swój własny, którym zawsze obdarzał Kay po tym, jak rzucił jej złośliwą uwagę.
    Alex uśmiechnął się mimowolnie i pokręcił głową. Objął ją jeszcze raz i przyciągnął do siebie.
     - Stęskniłem się, mała. Mogłabyś czasem zadzwonić.
     - Dziś zadzwoniłam. - Spojrzała na niego niewinnie.
     - Oj, młoda... Skaranie boskie z tobą – mruknął, czochrając jej włosy.
   Skierowali się do wyjścia i kiedy już siedzieli w samochodzie rozdzwonił się telefon chłopaka. Znów ogarnęła go nadzieja i znów przeżył rozczarowanie, choć wyświetlone na ekranie zdjęcie Mickeya rozbudziło w nim ciekawość.
     - Co masz? - Alex nie widział konieczności w witaniu się ze znajomym.
     - Przy wstępnych oględzinach ofiar nie zauważyłem drobnego szczegółu. Obydwie ofiary miały miały literę „J” wyciętą, prawdopodobnie czubkiem noża, tuż pod linią włosów. No i jest jeszcze coś...
     - No?
     - Znaleziono dziś kolejne ciało.
     - Następna dziewczyna? Gdzie tym razem?
     - Tym razem to nie jest dziewczyna - powiedział głucho Mick.
     Na linii zapadła cisza. Alex trawił słowa, które przed chwilą usłyszał. Poczuł się cholernie zdezorientowany.
     - Więc? - zapytał po chwili.
    - Dziś rano dostarczono mi zwłoki młodego mężczyzny. Jeszcze nigdy nie widziałem tak zmasakrowanego ciała... Nijak bym go nie powiązał z tą sprawą, ale... Na piersi ma wydrapaną tę samą literę i wszystko wskazuje na to, że ktokolwiek to zrobił, nie pozwolił mu od razu umrzeć.