środa, 30 lipca 2014

Rozdział 2

   Rozpadało się na dobre. Motocykl z głośnym warkotem przemierzał ulice miasteczka, rozchlapując na boki wodę z napotkanych kałuż. Alex zdawał się nie przejmować obfitymi kroplami, bębniącymi o jego kask i skórzaną kurtkę. Skupiał się tylko na jeździe, wyrzucając z głowy Kay i jej obsesję. Starał się też zapomnieć o martwej dziewczynie, ale ilekroć uświadomił sobie, że nie ma już jej widoku przed oczami, makabryczny obraz powracał. Zaklął głośno i zwolnił, widząc błyszczącą na sygnalizatorze jaskrawą czerwień. Skrzyżowanie było puste, ale i tak czekał na zmianę. Kiedy tylko zabłysło żółte światło, ruszył dynamicznie i zaraz po skręcie poderwał motocykl na tylne koło. Nie przejechał nawet stu metrów, kiedy dostrzegł machanie policyjnego lizaka. Zaklął ponownie i zatrzymał się obok grafitowego bmw m4. Nieoznakowanego radiowozu. 
 
   Kay zwiększyła głośność telewizora, wstała z kanapy i ruszyła do kuchni. Wsypując do zielonej miski płatki owsiane, myślała o tym, co powiedział im Mick. Każda z nich była sucha. Pozbawione przynajmniej połowy objętości krwi. Jego słowa wciąż kołatały jej się w głowie. Westchnęła. Żałowała teraz, że nie spytała, jaką grupę krwi miały ofiary. Choć pewnie i tak nic by jej to nie dało. Uwielbiała zagadki, łamigłówki, zawsze potrafiła je rozwiązać, a teraz, kiedy trafiło jej się coś wielkiego, nie wiedziała, od której strony to ugryźć. Czuła się bezsilna i złościło ją to. W dodatku rozlała swój ulubiony jogurt polewając nim owsiankę.
   Usiadła przed telewizorem i wpatrzyła się w jakiś głupkowaty program. Chciała oczyścić umysł ze wszystkich myśli, a rano na nowo skupić się na tajemniczych zgonach.
   Odłożyła miskę i zapadła się w miękkiej kanapie w momencie, kiedy rozległ się dzwonek do drzwi. Irytująca melodyjka sprawiła, że dziewczyna nakryła głowę poduszką z zamiarem zignorowania uporczywego gościa. 
 
   Alex uparcie gwałcił przycisk domofonu. Widział migoczące w salonie światło telewizora, więc Kay na pewno była w środku. Oparł się ramieniem o ciemną framugę, nie zdejmując palca z wypukłości guzika. W końcu usłyszał głośne przekleństwo i chrobotanie klucza przekręcanego w zamku. Uśmiech wpłynął na jego twarz.
   - Przyniosłem wino – powiedział w momencie, kiedy wściekła Kay wystawiła twarz za drzwi. Wyraz jej twarzy momentalnie się zmienił. Lubiła dobre wino.
   - Jesteś przemoczony – mruknęła, udając, że wciąż jest poirytowana. - Przyniosę ci jakieś suche rzeczy.
   Wpuściła go do środka i zaraz zniknęła na schodach prowadzących na piętro. Alex ruszył do kuchni i sprawnie otworzył wino, pachnące mokrymi, jesiennymi liśćmi. Zabrał z szafki kieliszki i opuścił pomieszczenie. Usadowił się na wyściełanej miękką tkaniną wiklinowej ławce na werandzie, ustawił ekwipunek na stoliku, po czym napełnił kryształowe naczynia.
   - Trzymaj.
   Kay rzuciła w niego jasnymi dżinsami i granatową bluzą jej starszego brata. Alexis posłusznie udał się do łazienki, aby zmienić odzież i już po chwili siedzieli obok siebie, wpatrując się w migoczące światła miasteczka.
   Deszcz ustał. Dom Kay stał na wzgórzu, więc teraz roztaczał się przed nimi widok na tętniącą nocnym życiem mieścinę, a rozpierzchające się chmury odsłaniały księżyc i migotliwe gwiazdy, zalewające swoim mlecznym światłem budynki.
  Do ich uszu dotarło piskliwe ujadanie ratlerka sąsiadki. Starsza kobieta powoli maszerowała chodnikiem, a wokół jej nóg skakał mały pies, przypominający skrzyżowanie kota ze szczurem. Kiedy pani Brown dotarła na wysokość domu Kay, zatrzymała się i spojrzała na przyjaciół uważnie.
   - Naprawdę ładna z was para. Zawsze to mówiłam – powiedziała z życzliwym uśmiechem.
   - Pani Brown – zaczęła Kay, powstrzymując rozbawienie – my nie jesteśmy razem. My tylko...
   - Koegzystujemy – uzupełnił Alex.
   - Właśnie. Żyjemy w symbiozie.
   - Jak drzewo i grzyb.
  - Tak. – Na usta dziewczyny wpłynął szeroki uśmiech. - On jest wrzodem... Znaczy grzybem. 
_
Czekam na opinie :) 

niedziela, 27 lipca 2014

Rozdział 1

Od razu uprzedzam, że to dopiero początek, proszę się nie zrażać, jeżeli rozdział się nie spodoba :) Mam jednak nadzieję, że nie jest zły.
Rozdział z dedykacja dla pewnej wojowniczej owcy, która nie daje mi spokoju.

_
   Kay zaklęła cicho, kiedy zabrzmiał dźwięk domofonu. Wystraszona drgnęła, upuszczając krojonego właśnie banana wprost do miski z odpadkami. Odłożyła nóż i wytarła ręce. Irytująca melodyjka rozległa się ponownie, ale Kay zignorowała ją i zatrzymała przy lustrze. Przygładziła dłońmi długie, brązowe loki i starła z kącika oka odrobinę rozmazanego tuszu. Posłała swojemu odbiciu pełne niezadowolenia spojrzenie zielonych tęczówek i otworzyła drzwi.
   Alex jak burza wpadł do mieszkania, rozsiewając wokół mocny zapach męskich perfum. Kay cofnęła się instynktownie zanim przyjaciel ją staranował. Dopiero teraz mu się przyjrzała. Brązowe włosy jak zwykle miał potargane. Oddychał ciężko, a jego twarz była zaróżowiona od zimna. Tegoroczne jesienne wieczory nie raczyły ich nawet odrobiną pozostałości po letnich upałach.
    - Musisz coś zobaczyć – wydyszał i wyszedł przed dom.
    Kay chwyciła kurtkę, zamknęła drzwi na klucz i posłusznie ruszyła za nim w stronę jego hondy repsol.

    Odwróciła głowę. Martwe ciało leżące na chodniku zdążyło już zesztywnieć i napęcznieć od nieustającego deszczu. Z rozchylonych ust denatki wystawał siny koniec języka, kontrastujący z rozmytą czerwienią szminki. Jasne włosy falowały, poruszane strugami wody, płynącej wzdłuż niskiego krawężnika.
    Alex kucnął obok Kay i dłonią wskazał dwa małe punkty na szyi martwej dziewczyny. Kropki, wielkości główki od szpilki, znajdowały się w odległości jakichś trzech centymetrów od siebie. Pod każdą z nich widniał cienki, siny pasek, jak gdyby ktoś długo przyciskał wąski przedmiot do skóry.
   - To już kolejna... - mruknął mężczyzna, nie odrywając wzroku od, ślicznej niegdyś, twarzy martwej dziewczyny. - I znów te ślady... Jakby nie wysysał krwi, a ją zbierał...
    Kay skrzywiła się.
    - Trzeba ją stąd zabrać – powiedziała nagle. - Mick powinien ją zbadać. Może się czegoś dowiemy. Może poda nam jakiś trop. Albo dowiemy się, kto...
    - Kay, czego ty się spodziewasz? Że go złapiemy? Proszę cię... I co zrobimy? Poprosimy żeby udał się z nami na policję?
    - Nie musisz być złośliwy – wysyczała.
    - Dzwoń po gliny, zmywamy się stąd. Mick i tak ją dostanie.

   Chłód i atmosfera kostnicy wywołały na skórze Alexa gęsią skórkę. Potarł ramiona opatulone grubym wełnianym swetrem o luźnych splotach, ale nie przyniosło to ulgi. Wciąż drżał z zimna i nie mógł się doczekać, aż Kay wróci z gorącą herbatą. Od pół godziny czekali, aż ich znajomy patolog wyjdzie z sali i poinformuje ich, że nie odkrył w ciele denatki nic nadzwyczajnego. Że ich podejrzenia były bezsensowne. Alex doskonale wiedział, czego się spodziewać, a jednak siedział tutaj i marzł. Westchnął. Robił to dla Kay. Tej wariatki, która ubzdurała sobie, że rozwiąże zagadkę tajemniczych śmierci młodych dziewcząt. Już dawno stracił nadzieję na to, że jego przyjaciółka stanie się normalna i zajmie tymi wszystkimi babskimi rzeczami, których nie rozumiał. Kosmetykami, wyprzedażami, komediami romantycznymi... Westchnął ponownie. Kay była inna i właśnie dlatego była jego jedyną przyjaciółką.
    Drzwi prosektorium otworzyły się i stanął w nich wysoki, ciemnowłosy mężczyzna o świdrującym, szarym spojrzeniu. Gdyby nie medyczny fartuch i zamiłowanie do trupów, mógłby uchodzić za atrakcyjnego, jednak w bieli nie wyglądał korzystnie.
    - Witaj. - Uścisnął dłoń znajomego i rozejrzał się po korytarzu. - Gdzie Kay? Wydawało mi się, że ją słyszałem.
    - Poszła po herbatę. Powinna zaraz być.
   Jak na zawołanie zza rogu wyłoniła się drobna sylwetka odziana w obcisłe dżinsy i kilka rozmiarów za duży, włochaty sweter. Rozwiane, brązowe loki tańczyły wokół jej twarzy, gdy szybkim krokiem przemierzała korytarz. Podała przyjacielowi kubek z parującym napojem i przywitała się z Mickiem.
    - Masz coś?
   - Poza tym, że wszystkie ofiary były młode, atrakcyjne i jeśli tak dalej pójdzie to przyrost naturalny jeszcze bardziej spadnie? Tak. Wszystkie trzy miały tę samą grupę krwi. Mało tego. Każda z nich była sucha.
   - Co masz na myśli? - Alex spojrzał na niego zaskoczony.
   - Zostały pozbawione przynajmniej połowy objętości krwi. I to nie z powodów naturalnych.
   - Tak myślałam – szepnęła Kay. - To jakiś maniak albo...
   - Kay, nie ma wampirów... To bajka. Wymysł. - W głosie Alexa pobrzmiewało rozbawienie. Dziewczyna naczytała się za dużo horrorów.
  - Ja już nie jestem tego taki pewien – rzucił Mick i z powrotem zniknął za drzwiami prosektorium.
   - Kay, wiesz, że on cię wkręca, prawda?
  Kobieta spojrzała na niego przelotnie i wbiła wzrok w małe okienko u góry drzwi. Wiedziała o tym. Ale coś w tonie głosu Micka nie dawało jej spokoju.

środa, 23 lipca 2014

Prolog

    Niebo zasnuły ciemne chmury. Słońce, chowające się już za linią horyzontu, przedzierało się jeszcze przez gruby dywan szarości, jednak jego słabe promienie szybko gasły, przytłoczone ponurą zasłoną. Oślepiająca błyskawica rozcięła niebo, a potężny grzmot przetoczył się przez miasteczko, drżąc i wibrując w chłodnym, przesyconym świeżością, powietrzu jesieni. Pierwsze krople spadły na ziemię, rozpryskując się i tworząc na asfalcie ciemną mozaikę wilgoci. Ludzie siedzący dotychczas na tarasach kafejek w panice zbierali swoje rzeczy i uciekali do środka, gdy deszcz zaczął padać z większą intensywnością. Już po chwili okazałe krople przecinały powietrze i z dudnieniem obijały się o szyby, a unosząca się właśnie biała mgła przesłoniła widok na ulicę.
   Czarnowłosy mężczyzna ze spokojem sączył swą popołudniową kawę, patrząc ponad brzegiem porcelanowej filiżanki na ludzi uwijających się przy drzwiach. Kłębowisko osób otrzepujących parasole, wyżymających mokre ubrania, gwałtownymi ruchami strącających z siebie wilgoć przypominało mu mrowisko. Wystarczyło kilka kropel, aby zasiać wśród nich panikę.
   Ludzie są żałośni, pomyślał z brzękiem odstawiając filiżankę na spodek. Odetchnął głęboko, zaciągając się zapachami tych wszystkich osób. Perfumy, pot, ubrania, wszystkie wonie mieszały się i mile drażniły jego nozdrza, barwną feerią wpadając do płuc. Przymknął oczy i ponownie wziął głęboki oddech. Jeden aromat szczególnie mu się spodobał. Uśmiechnął się lekko i w zamyśleniu potarł brodę, obserwując drobną dziewczynę wychodzącą z kawiarni, wprost w ramiona jesiennej ulewy. Kilkudniowy zarost zachrzęścił cicho.
   Mężczyzna jednym łykiem dopił kawę, zapłacił i spokojnym krokiem ruszył ku drzwiom. Wychodząc na ulicę, bez trudu wypatrzył niewysoką blondynkę, bezskutecznie polującą na taksówkę. Zbliżył się i stanął tuż za nią. Powoli wciągnął do płuc jej zapach. Delikatny, kwiatowy aromat, z finezyjną nutą wanilii i mięty mieszał się z chemicznym, słodkim zapachem szamponu i ledwie wyczuwalną wonią potu. Dziewczyna pachniała młodością i życiem. Pięknem. Po raz kolejny odetchnął, rozciągnął usta w uśmiechu i wyciągnął ręce.
   Potężny grzmot zagłuszył krzyk dziewczyny i łoskot jej martwego ciała upadającego na chodnik. Strugi deszczu rozmazały jej czarny tusz i karminową szminkę, tworząc piekielny efekt parodii kobiety. Kremowa pomadka, spływająca po policzku, idealnie złączyła się ze smugami krwi na szyi.