Rozpadało
się na dobre. Motocykl z głośnym warkotem przemierzał ulice
miasteczka, rozchlapując na boki wodę z napotkanych kałuż. Alex
zdawał się nie przejmować obfitymi kroplami, bębniącymi o jego
kask i skórzaną kurtkę. Skupiał się tylko na jeździe,
wyrzucając z głowy Kay i jej obsesję. Starał się też zapomnieć
o martwej dziewczynie, ale ilekroć uświadomił sobie, że nie ma
już jej widoku przed oczami, makabryczny obraz powracał. Zaklął
głośno i zwolnił, widząc błyszczącą na sygnalizatorze jaskrawą
czerwień. Skrzyżowanie było puste, ale i tak czekał na zmianę.
Kiedy tylko zabłysło żółte światło, ruszył dynamicznie i
zaraz po skręcie poderwał motocykl na tylne koło. Nie przejechał
nawet stu metrów, kiedy dostrzegł machanie policyjnego lizaka.
Zaklął ponownie i zatrzymał się obok grafitowego bmw m4.
Nieoznakowanego radiowozu.
Kay
zwiększyła głośność telewizora, wstała z kanapy i ruszyła do
kuchni. Wsypując do zielonej miski płatki owsiane, myślała o tym,
co powiedział im Mick. Każda z nich była sucha. Pozbawione
przynajmniej połowy objętości krwi. Jego
słowa wciąż kołatały jej się w głowie. Westchnęła. Żałowała
teraz, że nie spytała, jaką grupę krwi miały ofiary. Choć
pewnie i tak nic by jej to nie dało. Uwielbiała zagadki,
łamigłówki, zawsze potrafiła je rozwiązać, a teraz, kiedy
trafiło jej się coś wielkiego, nie wiedziała, od której strony
to ugryźć. Czuła się bezsilna i złościło ją to. W dodatku
rozlała swój ulubiony jogurt polewając nim owsiankę.
Usiadła
przed telewizorem i wpatrzyła się w jakiś głupkowaty program.
Chciała oczyścić umysł ze wszystkich myśli, a rano na nowo
skupić się na tajemniczych zgonach.
Odłożyła
miskę i zapadła się w miękkiej kanapie w momencie, kiedy rozległ
się dzwonek do drzwi. Irytująca melodyjka sprawiła, że dziewczyna
nakryła głowę poduszką z zamiarem zignorowania uporczywego
gościa.
Alex
uparcie gwałcił przycisk domofonu. Widział migoczące w salonie
światło telewizora, więc Kay na pewno była w środku. Oparł się
ramieniem o ciemną framugę, nie zdejmując palca z wypukłości
guzika. W końcu usłyszał głośne przekleństwo i chrobotanie
klucza przekręcanego w zamku. Uśmiech wpłynął na jego twarz.
-
Przyniosłem wino – powiedział w momencie, kiedy wściekła Kay
wystawiła twarz za drzwi. Wyraz jej twarzy momentalnie się zmienił.
Lubiła dobre wino.
-
Jesteś przemoczony – mruknęła, udając, że wciąż jest
poirytowana. - Przyniosę ci jakieś suche rzeczy.
Wpuściła
go do środka i zaraz zniknęła na schodach prowadzących na piętro.
Alex ruszył do kuchni i sprawnie otworzył wino, pachnące mokrymi,
jesiennymi liśćmi. Zabrał z szafki kieliszki i opuścił
pomieszczenie. Usadowił się na wyściełanej miękką tkaniną
wiklinowej ławce na werandzie, ustawił ekwipunek na stoliku, po
czym napełnił kryształowe naczynia.
-
Trzymaj.
Kay
rzuciła w niego jasnymi dżinsami i granatową bluzą jej starszego brata. Alexis posłusznie
udał się do łazienki, aby zmienić odzież i już po chwili
siedzieli obok siebie, wpatrując się w migoczące światła
miasteczka.
Deszcz
ustał. Dom Kay stał na wzgórzu, więc teraz roztaczał się przed
nimi widok na tętniącą nocnym życiem mieścinę, a
rozpierzchające się chmury odsłaniały księżyc i migotliwe
gwiazdy, zalewające swoim mlecznym światłem budynki.
Do
ich uszu dotarło piskliwe ujadanie ratlerka sąsiadki. Starsza
kobieta powoli maszerowała chodnikiem, a wokół jej nóg skakał
mały pies, przypominający skrzyżowanie kota ze szczurem. Kiedy
pani Brown dotarła na wysokość domu Kay, zatrzymała się i
spojrzała na przyjaciół uważnie.
-
Naprawdę ładna z was para. Zawsze to mówiłam – powiedziała z
życzliwym uśmiechem.
-
Pani Brown – zaczęła Kay, powstrzymując rozbawienie – my nie
jesteśmy razem. My tylko...
-
Koegzystujemy – uzupełnił Alex.
-
Właśnie. Żyjemy w symbiozie.
-
Jak drzewo i grzyb.
-
Tak. – Na usta dziewczyny wpłynął szeroki uśmiech. - On jest
wrzodem... Znaczy grzybem.
_
Czekam na opinie :)