Witam i na wstępie lojalnie ostrzegam - rozdział jest dość brutalny, czytacie na własną odpowiedzialność ;)
__
Ciekawostka: Pierwsza udokumentowana sekcja zwłok została przeprowadzona około 1300 roku przez Mundino de Lucci na uniwersytecie w Bolonii.
__
Mick
założył białe lateksowe rękawiczki i spojrzał krytycznie na
ciało. Nie mógł powiedzieć, że lubi swoją pracę, ale
stwierdzenie, że jej nie lubi również było kłamstwem. Uwielbiał
szukać, analizować, rozwiązywać zagadki. Rzadko go to męczyło,
jednak dziś szczególnie nie miał ochoty na oględziny zwłok,
zwłaszcza słysząc deszcz ostro zacinający w szybę prosektorium.
Westchnął. Prokurator wyciągnął go spod koca, gdzie siedział z
książką i wielkim kubkiem herbaty. Po sekcjach dziewcząt chciał
odpocząć, odciągnąć myśli od ich zimnych ciał... Westchnął
ponownie i podszedł do leżącego na metalowym stole mężczyzny.
Wyglądał na nie więcej niż dwadzieścia lat. Przydługie jasne
włosy pobrudzone były krwią i ziemią, tkwiło w nich kilka
zbrązowiałych liści. Mick wyjął jeden z nich i dokładnie
obejrzał. Ktokolwiek to zrobił – a patolog nie miał wątpliwości
co to tego, że zrobił to ktoś – musiał dopaść chłopaka poza
miasteczkiem, w jednym z otaczających go parków.
Odłożył
liść na srebrną tackę leżącą na stoliku obok i kontynuował
obserwacje. Twarz wykrzywiona była w grymasie bólu, a
zielono-brązowe oczy szeroko rozwarte. Mick pochylił się. Usta
denata były pogryzione do krwi, która tworzyła teraz na nich
brunatne strupy. Na skroni widniał siny ślad po uderzeniu. To od
niego musiał stracić przytomność.
Nie
trzasnęła nawet jedna gałązka pod jego stopami, nie zaszeleścił
nawet jeden liść. Blondyn go nie usłyszał. Ale zauważył. Kątem
oka wychwycił ruch i spróbował się obrócić. Nie zdążył. Cios
spadł pewnie, mocno i prawie celnie. Kiedy chłopak runął na
poszycie, stojący nad nim mężczyzna cmoknął z niezadowoleniem.
Powinien zajść go bardziej o tyłu. Pochylił się i przyjrzał
czerwieniejącej skroni swojej ofiary. „Będzie ślad”, ocenił
krytycznie.
Mickey
zdjął zielone prześcieradło, z górnej części ciała denata.
Pierwszym, co rzucało się w oczy było duże, głęboko wyryte „J”
na piersi mężczyzny. Patolog przyjrzał się ranie. Wszystko
wskazywało na to, że zrobiono ją sukcesywnie tnąc skórę niezbyt
ostrym narzędziem. Ofiara musiała żyć, kiedy nacięcia były
wykonywane. Ktokolwiek to zrobił musiał mieć niebywałą
cierpliwość, aby zadać komuś tak wiele ran. Albo wyjątkowo silną
motywację.
Blondyn
odzyskał przytomność. Oślepiło go białe jarzeniowe światło, a
głowa zapulsowała tępym bólem. Bezskutecznie spróbował się
poruszyć. Dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że leży
przywiązany do zimnego, metalowego stołu.
-
Nie powinieneś był tego robić. - Na dźwięk tego cichego,
zachrypniętego głosu blondyna przeszedł dreszcz. Szarpnął się
gwałtownie, ale wywołał tym tylko wybuch śmiechu. - Czyżby
ptaszek chciał uciec z klatki? Rozejrzyj się. Wiesz, gdzie jesteś?
Chłopak
uniósł głowę i potoczył wzrokiem po pomieszczeniu. Jasne ściany,
bladoniebieska wykładzina, białe szafki i metalowe narzędzia.
Szczypce, skalpel i kilka innych, których nie potrafił nazwać. Ale
wiedział, gdzie jest. Był już tutaj. Miejskie prosektorium.
-
Stąd jest dla takich jak ty tylko jedno wyjście. Niewierni
mężczyźni nie zasługują na to, by żyć.
Blondyn
znów się szarpnął. Spojrzał na swojego oprawcę. Czarne włosy
mocno kontrastowały z jasną skórą. Po ustach błądził cyniczny
uśmiech.
-
Kim ty w ogóle jesteś?! - wrzasnął. - O co ci chodzi?! Wypuść
mnie natychmiast!
Czarnowłosy
znów się roześmiał. Chwycił ze stolika nieduży nóż z czarną
rączką i pogładził ostrze. Przytknął czubek do mostka blondyna
i zatoczył nim okrąg po lewej stronie piersi.
-
Złamałeś jej serce. Pora byś poczuł tak samo silny ból, jak
ona.
Pierwsze
nacięcie było płytkie i prawie nie krwawiło, ale i tak blondyn
wrzeszczał opętańczo. Z każdym kolejnym dotknięciem ostrza jego
krzyk się nasilał, ale oprawca zdawał się tego nie zauważać, w
skupieniu drążąc jego skórę.
Mick
odsunął się nieco od ciała. Odetchnął głęboko i chwycił rękę
denata. Najpierw spojrzał na bark. Nie widząc żadnych uszkodzeń
wędrował wzrokiem wzdłuż ramienia, aż po dłoń. Przełknął
głośno ślinę. Pod paznokciami były głębokie krwawe wybroczyny,
zapewne spowodowane wbijaniem tam igieł. Mick odwrócił na chwilę
wzrok. Kiedyś przypadkowo wbił sobie szpilkę pod paznokieć. Nie
potrafił wyobrazić sobie, jak potworny ból zadał ktoś temu
chłopakowi.
Chłodne
palce chwyciły jego dłoń i zacisnęły się na niej. Przez chwilę
blondyn czuł, jak po jego skórze delikatnie ślizga się ostry
przedmiot, a moment później wyprężył się gwałtownie pod
wpływem nagłego paroksyzmu bólu. Trzy grube igły jednocześnie
wbiły się głęboko pod jego paznokcie. Wrzasnął, a metal został
nagle wyszarpnięty z jego ciała. Dłoń pulsowała bólem i
gorącem. Krzyk uwiązł mu w gardle. Oddychał ciężko i głośno.
-
Te ręce nigdy nie zasługiwały na to, by jej dotykać. - Głos był
zimny, beznamiętny. - Nie miały do tego prawa.
Patolog
odsunął się od metalowego stołu. Podszedł do swojego biurka i
oparł się o nie. Musiał odetchnąć. Jego kariera medyczna nie
była długa. Nie przywykł jeszcze do takich widoków ani wrażeń.
Dopiero teraz poczuł suchość drapiącą gardło. Chwycił butelkę
i pociągnął spory łyk wody. Po chwili wrócił na stanowisko
pracy. Odchylił dolną część prześcieradła i suchość w ustach
powróciła. Spojrzał w miejsce, gdzie mężczyzna zazwyczaj ma
atrybut adekwatny do swojej płci. Było rozległą, krwawą plamą.
-
Wiesz, co jeszcze nie powinno nigdy dotykać jej ciała? - pytanie
było retoryczne. W odpowiedzi blondyn jedynie głośno przełknął
zgęstniałą ślinę. Nie miał już sił krzyczeć.
Czarnowłosy
przesunął delikatnie palcem po jego kroczu. Uśmiechnął się
złowieszczo. Zacisnął dłoń, a chłopak krzyknął ochryple i
niezbyt głośno.
-
Myślę, że to już ci się nie przyda.
Mick
skończył zewnętrzne oględziny. Miał dość wrażeń jak na jeden
wieczór i sądził, że otwieranie trupa nie jest konieczne, bo
ewidentnie wykrwawił się zanim oprawca zadał mu jakiekolwiek
obrażenia wewnętrzne, jednak prokurator uparł się. Saunders z
trudem zwalczył chęć zdjęcia fartucha, rękawiczek i powrotu do
domu. Chwycił skalpel i wykonał nacięcie zaczynając od małżowiny
usznej. Spokojnie otworzył czaszkę. Odzyskał równowagę. Nie
sądził, aby teraz jego oczy zostały uraczone czymś niezwykłym.
Działał pewnie, sprawnie, w pełni skupiając się na leżącym
przed nim ciele. Być może, gdyby choć na chwilę oderwał od niego
wzrok, zauważyłby, że każdy jego ruch jest śledzony przez parę
niebieskich oczu.