wtorek, 30 grudnia 2014

Rozdział 6

   Kay przełknęła ślinę i opuściła wzrok, nie umiejąc wytrzymać przenikliwego, błękitnego spojrzenia. Zezłościło ją to. Mężczyzna uśmiechnął się lekko i odepchnął od ściany nonszalancko.
     - Nie przedstawisz mnie, Jase? - mruknął, podchodząc powoli. Miał niski, lekko zachrypnięty głos, na dźwięk którego Kay zrobiło się ciepło w okolicach podbrzusza.
     Jason spojrzał na niego z nieskrywaną niechęcią.
     - Kay, jak się pewnie domyśliłaś, to mój brat James. Jamie, to jest Kay.
    - Miło mi w końcu poznać. - Czarnowłosy podał dłoń dziewczynie, a kiedy ta ją uścisnęła, dodał: - Muszę przyznać, że Jase ma lepszy gust niż przypuszczałem – Posyłając znaczący uśmiech bratu, obrócił się i ruszył do jadalni.
    Kay chwyciła dłoń Jasona, widząc jak chłopak zaciska pięści i posłała mu uspokajający uśmiech. Weszli razem do przestronnego pomieszczenia, gdzie już czekał pięknie pachnący obiad. Sophie nieustannie krzątała się wokół dużego, owalnego stołu i odkrywała porcelanowe półmiski z potrawami. Kay usiadła pomiędzy ukochanym a jego ojcem i rozejrzała się po pokoju. Hebanowa podłoga mocno kontrastowała ze ścianami w kolorze écru, które harmonizowały z jasnymi meblami. Na każdej wolnej powierzchni stały ozdobne doniczki z przepięknymi storczykami o różnych barwach. Jedynie naprzeciwko Kay na okrągłym stoliku stała okazała paprotka. Na ścianie nad nią wisiało kilkanaście zdjęć przedstawiających liczną rodzinę Holloway. Dziewczyna przez chwilę poczuła lekkie uczucie zazdrości. Jej rodzina nigdy nie była tak szczęśliwa, ani tak zintegrowana.
    - Słyszałem od Jase'a, że studiujesz. - Matthew uśmiechnął się do Kay, nakładając sobie ładnie wyglądające mięso na talerz.
   - To prawda. Jestem na drugim roku dziennikarstwa. - Kay odwzajemniła uśmiech i sięgnęła po sałatkę.
      - A co dalej?
     - Mam już staż w miejscowej gazecie, chciałabym też zorganizować sobie coś w telewizji, niedawno rozsyłałam swoje cv, ale w ostatnim czasie zapotrzebowanie na dziennikarzy nieco zmalało.
    - To prawda, ale myślę, że sobie poradzisz. Jace pokazywał mi twoje felietony, nie myślałaś o karierze pisarki?
    - Nie – roześmiała się Kay. - To zupełnie nie moja bajka. Lubię pisać, ale nie do tego stopnia, żeby wiązać z tym swoją przyszłość.
     - Z czym wobec tego wiążesz swoją przyszłość? - James rozparł się obcesowo na wysokim krześle i utkwił wzrok w dziewczynie.
     - Jak już mówiłam, chciałabym zorganizować sobie staż w telewizji, a później, być może, rozwijać się w tym kierunku lub podpisać umowę i pozostać na stanowisku w gazecie.
   Pod obstrzałem pytań Kay poczuła się jak zwierzątko na wybiegu, więc zaraz po skończonym obiedzie zaproponowała pomoc w sprzątaniu i, pozbierawszy talerze, z ulgą opuściła jadalnię. Powoli wkładała je do zmywarki, ciesząc się chwilą spokoju. Kiedy nie mogła już przedłużać westchnęła cicho, wyprostowała się, obróciła i prawie krzyknęła, wystraszona. James uśmiechnął się na poły bezczelnie, na poły życzliwie, stojąc kilka centymetrów od niej. W jego niebieskich oczach tańczyły figlarne iskierki i Kay ponownie poczuła rozlewającą się w jej wnętrzu falę ciepła. Całą siłą woli starała się nie zarumienić, kiedy brat Jasona przechylił głowę i zmrużył lekko oczy, przyglądając jej się badawczo. Po krótkiej chwili wyciągnął rękę, odgarnął z policzka dziewczyny kosmyk włosów i założył go jej za ucho.
     - Przyszedłem po deser – mruknął i sięgnął za plecy dziewczyny. Jasne miseczki ułożone na tacy brzęknęły cicho, kiedy ją uniósł. Uśmiechnął się ponownie, puścił Kay oczko i wyszedł z kuchni.
    Dziewczyna wzięła głęboki oddech i ruszyła za nim. Kiedy usiadła przy stole, Jason położył rękę na jej udzie i rzucił dziewczynie pytające spojrzenie. Ta tylko pokręciła głową.

*

   Łańcuch, na którym zawieszony był worek treningowy brzęczał głośno przy każdym uderzeniu Alexa. Chłopak od godziny tkwił na poddaszu i wyładowywał emocje, chcąc zapomnieć pełne zadowolenia spojrzenie Jasona. Irytowało go to, jak ostentacyjnie chłopak zachowywał się przy nim. Jakby Kay była jego własnością. Dysząc ciężko odszedł od worka i utkwił wzrok w widoku za oknem. Ściemniało się powoli, a delikatne światło wschodzącego księżyca, sprawiało, że zamglone miasteczko wyglądało, jakby pokrywała je gruba warstwa kurzu.
     Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że temperatura znacznie spadła. Na jego spoconym ciele pojawiła się gęsia skórka. Nie ruszył się jednak, wciąż wpatrując w okno. Zastanawiał się, co u Kay. Pewnie teraz ten arogancki chłopaczyna tuli ją do siebie jak maskotkę, a ona, zaślepiona uczuciem, poddaje się jego dotykowi. Alex poczuł złość na siebie. Zacisnął pięści i pozwolił, by fizyczny ból zagłuszył uczucie zazdrości rodzące się gdzieś w środku. Kay była jego przyjaciółką. Siostrą. Nikim innym.