Zamruczała
przez sen i obudziła się. Potoczyła po pokoju rozespanym
spojrzeniem i dopiero po chwili zdała sobie sprawę, co wyrwało ją
z objęć Morfeusza. Nieustające ciche pukanie w okno. Początkowo
pomyślała, że to gałązka rosnącego za domem drzewa, ale cień,
który się poruszył był zdecydowanie zbyt duży na gałązkę.
Powoli wstała i ostrożnie zrobiła krok w stronę otwartej na
oścież okiennicy.
Mrok
nocy rozjaśniało jedynie blade światło półksiężyca. Zmrużył
oczy. Mimo ciemności całkiem dobrze widział jej drobną sylwetkę,
szczupłe ramiona okryte przydużą koszulką, jasne zmierzwione
włosy, zaspane oczy, otoczone plątaniną różowych pajęczynek
odgniecionych od poduszki. Powoli zaciągnął się jej zapachem.
Słodkim, miękkim aromatem bawełnianej pościeli i rozespanego
ciała.
Rozejrzała
się z obawą. Nie wychwyciła żadnego ruchu w okolicy okna.
Usłyszała jedynie cichy świst, jak gdyby ktoś łapczywie zasysał
powietrze. Po chwili na tle otulonego księżycowym światłem nieba
dostrzegła owalny kształt jakby ktoś przykucał na parapecie... Otworzyła
szerzej oczy, mając nadzieję, że to wytwór jej fantazji. Kiedy
jednak kształt nieznacznie się poruszył pisnęła, obróciła się
gwałtownie i rzuciła ku drzwiom.
Pozwolił
jej zrobić tylko kilka kroków. Skoczył i objął ją mocno w
talii, drugą ręką zakrywając jej usta. Jasne włosy delikatnie
omiotły jego twarz, kiedy mruczał do jej ucha uspokajające słowa.
„Nie ruszaj się, skarbie, a nie będzie bolało.”
Wiła
się w silnym uścisku jego ramion, nie mogąc nijak się oswobodzić.
Napastnik wydał jej się ośmiornicą, której macki ściśle
oplatają jej ciało i zniewalają poczuciem bezsilności. Kiedy
wyszeptał do jej ucha kilka słów znieruchomiała, a potem znów
zaczęła gwałtownie wierzgać. Kopnęła go w piszczel, ale wydał
z siebie tylko cichy syk, nie zwalniając uścisku ani na chwilę. W
końcu opadła z sił. Oddychając ciężko, bezwładnie zawisła na
jego ramieniu. Zabrał więc rękę z jej ust i podniósł ją.
Delikatnie ułożył jej ciało na łóżku i usiadł obok.
Subtelnym gestem odgarnął jasne kosmyki z jej zaczerwienionej od
wysiłku twarzy. Drgnęła, wpatrując się w niego szeroko otwartymi
oczami, ale nie próbowała już uciekać.
Utkwił
spojrzenie swoich niebieskich tęczówek w jej twarzy. Doskonale
widział mieszaninę uczuć, które się w niej kotłowały. Strach,
fascynacja, chęć ucieczki i jednoczesne pożądanie. Bawiło go to,
jak działał na kobiety. Były takie proste, takie naiwne... W
kąciku jego ust zatańczył delikatny uśmiech. Wsunął rękę we
włosy na karku dziewczyny. Powoli oblizał spierzchnięte wargi i
zbliżył twarz do jej szyi. Delikatnie, ledwo wyczuwalnie musnął
jej skórę. Stające dęba włoski połaskotały go po dłoni, a z
rozchylonych ust blondynki wyrwało się ciche westchnięcie. Z
namaszczeniem składał pocałunki na jej szyi, uważając, aby nie
pominąć ani jednego miejsca, aby żaden fragment jej skóry nie
pozostał bez jego dotyku.
Przerażenie
ustąpiło miejsca podnieceniu. Ciche westchnienia przerodziły się
w coraz śmielsze jęki, a jej palce zaczęły coraz śmielej błądzić
po jego plecach. Kiedy delikatnie przygryzł płatek jej ucha,
mimowolnie napięła mięśnie i wbiła paznokcie w jego skórę.
Nie
wytrzymał. Przymknął powieki i zatopił kły w jej szyi. Słodka
ciecz o metalicznym zapachu spłynęła do jego ust, drażniąc zmysł
smaku. Nie pozwolił sobie jednak na długą chwilę przyjemności.
Odsunął się nieco od dziewczyny. Beznamiętnym wzrokiem wpatrywała
się w sufit, a po jej jasnej skórze spływała w kierunku dekoltu
mała, czerwona kropla. Oblizał usta z resztek krwi i wyjął z
zanadrza dwie niewielkie fiolki. Odkorkował jedną i przytknął ją
do miejsca, gdzie czerwona ścieżka kończyła swój bieg. Z
fascynacją patrzył, jak posoka powoli barwi szklane naczynie.
Czuła
tylko ciepło powoli wąskim strumieniem umykające z jej ciała.
Uspokoiła oddech. Nie miała siły się ruszyć. Czuła ciężar
przedramienia mężczyzny na swojej piersi. Chciała ją odepchnąć,
ale jej ręka odmówiła posłuszeństwa i bezwładnie zsunęła się
z łóżka. Nie mogąc poruszyć niczym innym niż oczami spojrzała
na swojego oprawcę. W nikłym świetle księżyca dostrzegała
jedynie ostry zarys szczęki i ciemne włosy, ułożone zapewne
jedynie wiatrem.
Kiedy
fiolka się napełniła zakorkował ją i ostrożnie włożył do
wewnętrznej kieszeni marynarki. Dziewczyna poruszyła się na łóżku.
Chwycił ją za ramiona i pomógł wstać. Przyglądał się chwilę
jej twarzy, po czym znów powoli i delikatnie złożył kilka
pocałunków na jej szyi, zlizując zasychającą już krew. Odsunął
się na kilka centymetrów i spoglądając w jej oczy ułożył jedną
rękę na jej karku, a drugą na policzku. Nocną ciszę zakłóciło
głośne chrupnięcie skręcanego karku i łoskot ciała upadającego
na drewnianą podłogę.
_
Z dedykacją dla mojej kochanej pandy Ady :)