niedziela, 23 listopada 2014

Rozdział 5

    Zamruczała przez sen i obudziła się. Potoczyła po pokoju rozespanym spojrzeniem i dopiero po chwili zdała sobie sprawę, co wyrwało ją z objęć Morfeusza. Nieustające ciche pukanie w okno. Początkowo pomyślała, że to gałązka rosnącego za domem drzewa, ale cień, który się poruszył był zdecydowanie zbyt duży na gałązkę. Powoli wstała i ostrożnie zrobiła krok w stronę otwartej na oścież okiennicy.

      Mrok nocy rozjaśniało jedynie blade światło półksiężyca. Zmrużył oczy. Mimo ciemności całkiem dobrze widział jej drobną sylwetkę, szczupłe ramiona okryte przydużą koszulką, jasne zmierzwione włosy, zaspane oczy, otoczone plątaniną różowych pajęczynek odgniecionych od poduszki. Powoli zaciągnął się jej zapachem. Słodkim, miękkim aromatem bawełnianej pościeli i rozespanego ciała.

     Rozejrzała się z obawą. Nie wychwyciła żadnego ruchu w okolicy okna. Usłyszała jedynie cichy świst, jak gdyby ktoś łapczywie zasysał powietrze. Po chwili na tle otulonego księżycowym światłem nieba dostrzegła owalny kształt jakby ktoś przykucał na parapecie... Otworzyła szerzej oczy, mając nadzieję, że to wytwór jej fantazji. Kiedy jednak kształt nieznacznie się poruszył pisnęła, obróciła się gwałtownie i rzuciła ku drzwiom.

    Pozwolił jej zrobić tylko kilka kroków. Skoczył i objął ją mocno w talii, drugą ręką zakrywając jej usta. Jasne włosy delikatnie omiotły jego twarz, kiedy mruczał do jej ucha uspokajające słowa. „Nie ruszaj się, skarbie, a nie będzie bolało.”

      Wiła się w silnym uścisku jego ramion, nie mogąc nijak się oswobodzić. Napastnik wydał jej się ośmiornicą, której macki ściśle oplatają jej ciało i zniewalają poczuciem bezsilności. Kiedy wyszeptał do jej ucha kilka słów znieruchomiała, a potem znów zaczęła gwałtownie wierzgać. Kopnęła go w piszczel, ale wydał z siebie tylko cichy syk, nie zwalniając uścisku ani na chwilę. W końcu opadła z sił. Oddychając ciężko, bezwładnie zawisła na jego ramieniu. Zabrał więc rękę z jej ust i podniósł ją. Delikatnie ułożył jej ciało na łóżku i usiadł obok. Subtelnym gestem odgarnął jasne kosmyki z jej zaczerwienionej od wysiłku twarzy. Drgnęła, wpatrując się w niego szeroko otwartymi oczami, ale nie próbowała już uciekać.

     Utkwił spojrzenie swoich niebieskich tęczówek w jej twarzy. Doskonale widział mieszaninę uczuć, które się w niej kotłowały. Strach, fascynacja, chęć ucieczki i jednoczesne pożądanie. Bawiło go to, jak działał na kobiety. Były takie proste, takie naiwne... W kąciku jego ust zatańczył delikatny uśmiech. Wsunął rękę we włosy na karku dziewczyny. Powoli oblizał spierzchnięte wargi i zbliżył twarz do jej szyi. Delikatnie, ledwo wyczuwalnie musnął jej skórę. Stające dęba włoski połaskotały go po dłoni, a z rozchylonych ust blondynki wyrwało się ciche westchnięcie. Z namaszczeniem składał pocałunki na jej szyi, uważając, aby nie pominąć ani jednego miejsca, aby żaden fragment jej skóry nie pozostał bez jego dotyku.

      Przerażenie ustąpiło miejsca podnieceniu. Ciche westchnienia przerodziły się w coraz śmielsze jęki, a jej palce zaczęły coraz śmielej błądzić po jego plecach. Kiedy delikatnie przygryzł płatek jej ucha, mimowolnie napięła mięśnie i wbiła paznokcie w jego skórę.

      Nie wytrzymał. Przymknął powieki i zatopił kły w jej szyi. Słodka ciecz o metalicznym zapachu spłynęła do jego ust, drażniąc zmysł smaku. Nie pozwolił sobie jednak na długą chwilę przyjemności. Odsunął się nieco od dziewczyny. Beznamiętnym wzrokiem wpatrywała się w sufit, a po jej jasnej skórze spływała w kierunku dekoltu mała, czerwona kropla. Oblizał usta z resztek krwi i wyjął z zanadrza dwie niewielkie fiolki. Odkorkował jedną i przytknął ją do miejsca, gdzie czerwona ścieżka kończyła swój bieg. Z fascynacją patrzył, jak posoka powoli barwi szklane naczynie.

      Czuła tylko ciepło powoli wąskim strumieniem umykające z jej ciała. Uspokoiła oddech. Nie miała siły się ruszyć. Czuła ciężar przedramienia mężczyzny na swojej piersi. Chciała ją odepchnąć, ale jej ręka odmówiła posłuszeństwa i bezwładnie zsunęła się z łóżka. Nie mogąc poruszyć niczym innym niż oczami spojrzała na swojego oprawcę. W nikłym świetle księżyca dostrzegała jedynie ostry zarys szczęki i ciemne włosy, ułożone zapewne jedynie wiatrem.

     Kiedy fiolka się napełniła zakorkował ją i ostrożnie włożył do wewnętrznej kieszeni marynarki. Dziewczyna poruszyła się na łóżku. Chwycił ją za ramiona i pomógł wstać. Przyglądał się chwilę jej twarzy, po czym znów powoli i delikatnie złożył kilka pocałunków na jej szyi, zlizując zasychającą już krew. Odsunął się na kilka centymetrów i spoglądając w jej oczy ułożył jedną rękę na jej karku, a drugą na policzku. Nocną ciszę zakłóciło głośne chrupnięcie skręcanego karku i łoskot ciała upadającego na drewnianą podłogę.

     
_
Z dedykacją dla mojej kochanej pandy Ady :)